W liceum panował rygor. Obowiązkowo nosiliśmy mundurki: granatową spódnicę w fałdy, latem lnianą bluzkę, zimą inną, jednak wszystkie miały jednakowy krój. Na to ubierało się granatowy fartuch z długim rękawem i białym kołnierzykiem. Każdy z nas miał na rękawie tarczę z numerem szkoły: 873.
Pamiętam, jak pewnego dnia pod fartuch założyłam inną bluzkę. Choć miałam wysoko zapięte guziki, profesor zauważył to i dostałam surową ocenę z zachowania, z 5 na 4.
W czwartej klasie z Heniem Lubomirskim posmarowaliśmy pulpity ławek atramentem. Profesor Węgrzyn zawsze podczas lekcji chodził między ławkami i ciągał rękami po pulpitach. Strasznie się ubrudził, ale nikt w klasie nie przyznał się, kto to zrobił
Na pierwszej przerwie zawsze prowadziłam z młodzieżą gimnastykę na podwórku. W szkole, poza lekcjami, były kursy taneczne. Moim partnerem był Stanisław Słomak, młodszy brat profesora Słomaka.
Z profesorów bardzo miło wspominam Edwarda Szwedę, Władysława Dzięgiela i profesora Szymaka. Między innymi to dzięki nim zdałam maturę w 1939 roku.
Gdy ktoś pyta, skąd u mnie taka wszechstronna wiedza to odpowiadam, że to zasługa mojej pszczyńskiej szkoły im. Bolesława Chrobrego.
Zdjęcie 1930. W środku dyrektor Kost. wł. Wakulicz
0 komentarze:
Prześlij komentarz