W niedzielę 8 grudnia w Pszczyńskim Centrum Kultury odbył się koncert operowy pt.”Klasycznie, ale nie całkiem poważnie” w wykonaniu Leszka Solarskiego i Barbary Bielaczyc przy akompaniamencie Katarzyny Rzeszutek. Całość poprowadził Mariusz Hanulak. Widzowie mieli okazję usłyszeć między innymi Habanera z opery "Carmen", Przetańczyć całą noc z musicalu "My Fair Lady", Aria Skołuby z opery "Straszny dwór" czy też Duet kotów Rossiniego.
Po koncercie pan Leszek zgodził się odpowiedzieć na kilka pytań.
Michalina: Jak
wiadomo, jest Pan światowej sławy artystą.
Leszek Solarski:
Tego bym nie powiedział *śmiech*
Michalina:
Chcielibyśmy wiedzieć, co zainspirowało Pana do zostania śpiewakiem?
Leszek Solarski: Co
mnie zainspirowało? Wiecie, nie miałem jakiejś takiej wizji tego, że będę
kiedyś śpiewakiem operowym. Zawsze lubiłem śpiewać, no i tak wyszło, że
wciągnąłem się w śpiewanie muzyki, jakby to powiedzieć, poważnej czy też
klasycznej poprzez dołączenie do Pszczyńskiego Zespołu Kameralnego „Con fuoco”,
który zresztą istnieje do dziś. Byłem wtedy w liceum i pomyślałem sobie, że
może spróbowałbym zdać do Akademii Muzycznej. Co prawda za pierwszym razem się
nie dostałem, widocznie tak miało być. Skłoniło mnie to do tego, żeby wziąć się
za siebie, ćwiczyć, brać lekcje, zacząłem chodzić do szkoły muzycznej, no i
później dostałem się na Akademię Muzyczną w Krakowie.
Szymon: Co Pan czuł
po odniesieniu takiego pierwszego, większego sukcesu? Jak się Pan wtedy czuł?
Leszek Solarski:
Pewnie… fajnie *śmiech* Trudne pytanie… no pewnie fajnie. Nie wiem, co mam Ci
powiedzieć. Wiesz no… nie myślisz o tym, że odniosłeś sukces. To buduję cały
czas, krok po kroku, występuję i to jest dla mnie fajne. Im więcej mam sukcesów
tym jest lepiej, w końcu występowanie staje się pracą.
Michalina: Myśli
Pan, że udział w różnych konkursach i festiwalach, pomaga młodemu artyście?
Leszek Solarski: No
pewnie, że tak. Trzeba brać w tym udział w trakcie studiów. Trzeba stwarzać
sobie jak najwięcej możliwości do tego, żeby wystąpić, chociażby po to, żeby się
mniej stresować. Też trzeba tę tremę kiedyś ogarnąć. Tak to już jest, musisz
wyjść do jakiejś tam ilości osób i jak nigdy tego nie robiłeś, to będzie klops.
*śmiech*
Szymon: Według Pana
polskie szkoły są lepsze, czy gorsze od szkół zagranicznych? Jak to wygląda?
Leszek Solarski: Wiesz
, to jest indywidualne nauczanie. Przychodzisz po prostu do klasy, masz swojego
profesora, który Cię uczy śpiewu, więc tak naprawdę najważniejsze jest to, na
jakiego pedagoga prowadzącego się trafi. Za granicą warunki są po prostu trochę
inne, może mają trochę szersze podejście do rozwoju śpiewaka, czego nie ma w
Polsce. Chociażby taka nauka obycia na scenie, jak wyjść i się pokazać na
przesłuchaniu. Takich rzeczy może jeszcze w Polsce brakuje, ale tak jak mówię,
nieważne gdzie, a ważne żeby osoba prowadząca była dobrze dobrana.
Michalina: Tak à propos śpiewania, to wiemy, że śpiewa Pan w różnych
językach i chcieliśmy się dowiedzieć, w jakich językach już Pan śpiewał i w
jakich chciałby Pan zaśpiewać?
Leszek Solarski:
Ha! To śmieszne, śpiewałem po rosyjsku, po francusku, po niemiecku, po włosku,
to wiadomo, po polsku. A i śpiewałem po japońsku, miałem koleżankę Japonkę,
która była pianistką i przywiozła kiedyś ich pieśń, którą zaśpiewałem po
japońsku, no i to chyba było najśmieszniejsze. W jakim chciałbym zaśpiewać? Nie
wiem, jestem otwarty na propozycje, może być i po fińsku *śmiech*
Szymon: Jak się Pan
czuje, kiedy stoi Pan na scenie i śpiewa dla tych wszystkich ludzi? Czuje się
Pan stremowany?
Leszek Solarski: Wiadomo,
trema jest zawsze. Człowiek musi się nauczyć z nią żyć, może ona albo
mobilizować, albo po prostu paraliżować. Trzeba robić wszystko, żeby była ona
motywująca i żeby dawała Ci energii, a nie wręcz odwrotnie, bo to widać,
publiczność to widzi. Z tym trzeba się nauczyć żyć, a da się. Wiem, bo sam
miałem z tym problemy.
Michalina: Która
aria jest Pana ulubioną?
Leszek Solarski:
Ha! Nie wiem… nie mam jakiejś ulubionej, ale myślę, że jak wybierzecie którąś z
dzisiejszych to będzie ok. *śmiech*
Michalina: Takie
ostatnie pytanie. Ma Pan jakieś rady dla początkujących śpiewaków, którzy
chcieliby się jakoś wybić?
Leszek Solarski:
Przede wszystkim pedagog, który Ci daje lekcje śpiewu, bo głos to instrument,
który jest w tobie, nie zaniesiesz go do naprawy, a można coś tam popsuć.
Dlatego wybór pedagoga jest bardzo istotny, on będzie próbował tę młodą osobę w
jakiś sposób ukierunkować.
Michalina i Szymon:
Dziękujemy Panu bardzo.
Leszek Solarski: No
to fajnie, że przyszliście, dziękuję bardzo.
Leszek Solarski - bas - studiował śpiew w Akademii
Muzycznej w Krakowie na wydziale Wokalno - Aktorskim, w klasie śpiewu dra Jacka
Ozimkowskiego, a także w HfMDK Frankfurt (nad Menem), w klasie śpiewu prof.
Bertholda Possemeyera. Jego debiutem solowym (na II roku studiów) była partia
basowa w "Siedmiu Bramach Jerozolimy" Krzysztofa Pendereckiego, który
zarejestrowała i wydała wytwórnia płytowa Dux. Brał udział w licznych
festiwalach, warsztatach i konkursach m.in. Junge Künstler Festival w Bayreuth,
Oper Oder Spree we Frankfurcie, jest finalistą Konkursu Muzyki Słowiańskiej w
Katowicach. W swoim repertuarze posiada m.in. partie Don Basilia w
"Cyruliku Sewilskim" Rossiniego i Paissiellego, Bartola w
"Weselu Figara" i Leporella w "Don Giovannim" Mozarta, Don
Pasquala w "Don Pasquale" Donizettiego, Banca w "Makbecie"
Verdiego.
0 komentarze:
Prześlij komentarz