Mówi się, że Pszczyna to
Perła Górnego Śląska, znienawidzone przez księżną Daisy miasto, że to to z
żubrami, albo że: „...chrząszcz właśnie brzęczał w Pszczynie”. Czego się nie
mówi? Że Pszczyna to kultura. Bo to by już była przesada.
Oczywiście, nie do końca.
Przesadą było mówienie, że przesada, bo są przecież jakieś koncerty, są jakieś
spotkania, jest Teatralna Maszyna Pszczyna i jest też Pszczyński Klub Filmowy.
Na spotkaniu tego
ostatniego właśnie byłam, choć nie do końca zdawałam sobie z tego sprawę. Nie
szkodzi.
Sala PCKulu pomieści jakieś
– na moje krótkowzroczne oko – 150 osób.
Kilka razy więcej niż
faktycznie ich było (albo 5 razy więcej, to zależy, kto jakiej matematyki
używa). Mało, choć tłumów się nie spodziewałam.
Były głównie pary, pan i
pani, starsi, koło 50-tki, potem nieco młodsi, 20- i 30-latkowie. Ja byłam
najmłodsza z nich wszystkich. Tego z kolei się spodziewałam.
Oglądaliśmy Pana Tadeusza,
ale nie tego Wajdy, ale tego z 1928 roku w reżyserii Ryszarda Ordyńskiego. Film
niemy, a główna atrakcja: muzyka na żywo.
Powiem tylko, że praca
kamery, ujęcia świetne; panowie na instrumentach – fenomenalni. Szkoda tylko,
że bez motywu mazurka i poloneza.
Wracam do tych (nieco mniej
niż) trzydziestu osób w sali na 150, a jak wracam, to myślę, że mało. I myślę
jeszcze tak: jak zachwyca skoro nie zachwyca – poezji nikt nie czyta – „sobie
piszę a dwóm zreumatyzowanym osłom”.
Gombrowicz i Grochowiak pisali,
że poezji nikt już nie czyta, że poeci tworzą dla poetów, i że po co ta sztuka.
I się zastanawiam, dlaczego po części mieli rację.
Czemu sztuka jest
tajemnicą, której nikt nie może (nie chce?) poznać? Czy tak w ogóle jest?
Bo kiedy widzimy obraz, możemy
zobaczyć konia i kobietę. Ale jeśli popatrzymy dłużej, zobaczymy wywalony język
i poznamy, że „Szał uniesień”. Popatrzymy jeszcze dłużej, i poznamy jakąś
tajemnicę i zacznie się robić ciekawie. Tajemnicę uczuć na przykład, jakie
Podkowiński miał, kiedy malował. Albo tajemnicę znaczenia całego obrazu. Albo
taką tajemnicę, że Podkowiński sam wpadł w szał.
Tajemnica, zagadka powinna
pociągać, Doyle'a na przykład pociągała. Ale może – tajemnica sztuki jest taka
zagadkowa sama w sobie, że po prostu niewielu ją dostrzega. Tylko garstka. I
jak ludzie mają być pociągani przez co, czego nie widzą?
A może tak naprawdę nie ma
tajemnicy, a ja tylko szukam usprawiedliwienia?
a.m.
0 komentarze:
Prześlij komentarz