dzieci drugiej wojny


dzieci drugiej wojny
Podejmowany problem: wysiedlenia ludności podczas II wojny światowej


Są ludzie, którzy mają serce z lewej strony, są ludzie, którzy mają je z prawej strony, a są też i tacy, którzy serca w ogóle nie mają, ale za to cieszą się drugą wątrobą.
Bywa tak, że zamiast ojca ma się dziadka, bywa tak, że ma się dwie matki. Bywa też tak, że nie ma się nikogo, a zamiast chleba ma się własne palce.

To ciekawe, jak o wielu sprawach człowiek nie wie, a jak dowiaduje się wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewa. Trochę przez przypadek. Trochę przez pomyłkę. Trochę na całe szczęście.

~*~
Pani J. od lat prowadziła sklep na moim osiedlu. Pamiętam, bo gdy byłam mała, dawała mi i mojej młodszej kuzynce darmowe lizaki. Pytała się o coś Małgosię, a Małgosia robiła słodką minę, coś tam mamrotała pod nosem i była najbardziej uroczym dzieckiem pod słońcem. A później brała te słodkości i mówiła mi, jaka fajna jest ta pani.
Minęło kilka lat – po prawdzie prawie dziesięć – i tą samą panią widzę gdzie indziej. W sali zero pięć na parterze, w niewielkim pomieszczeniu z ciastkami, z kawą w termosie i białymi obrusami. W sali zero pięć, pośród dzieci drugiej wojny światowej.
Pani J. od lat prowadziła sklep na moim osiedlu, od lat się do mnie uśmiechała i odpowiadała „dzień dobry” zachrypniętym nieco głosem, i sprzedawała mi mleko na zeszyt.
A później okazało się, że kiedy pani J. była dzieckiem, widziała spadające samoloty i nadpalone trupy pilotów gdzieś w lesie, i czuła swąd zwęglonego ciała.

~*~
Mówili nam – porozmawiajcie z nimi. A ja pomyślałam, że dobrze, bo mówić potrafię, bo podobno wystarczy niewiele.
A później pomyślałam, że chyba mnie szlag jasny trafi. Bo o co miałam zapytać?
         Przepraszam panią, czy pamięta pani może, jak omal pani nie zginęła?
         Mogę prosić panią o dwa słowa komentarza na temat tego, jak zamordowano pani matkę? 
         Czy pamięta pan, ilu pańskich kolegów umarło na pańskich rękach i ile grobów pan wykopał?
Wszyscy tam bawiliśmy się w podchody, choć każdy zdawał sobie sprawę z tego, po co byliśmy w sali zero pięć. Ale nie mieliśmy serca, żeby rozdrapywać coś, co pewnie nigdy się nie zagoi, bo pan naprzeciw już się rozpłakał, bo chyba nie ma dobrego sposobu, by zapytać o to, co tak naprawdę nas ciekawiło.

~*~
W sali była tylko garstka ludzi, ale nie powinno to dziwić. Niewiele jest już na świecie osób, które przeżyły, które żyją, które żyć jeszcze trochę będą. Nieco mniej niż dziesięć babć i dziadków. Nieco mniej niż dziesięć serc, które nieraz się zatrzymywały i które z trudem pompowały krew dalej do żył.

~*~
Są na świecie rzeczy oczywiste. Tam, gdzie jest światło, musi być cień, gdzie jest muzyka – tam jest dźwięk, gdzie życie - tam śmierć. I są też takie chwile, w których zderzasz się z tymi oczywistościami, i wydaje ci się, że widzisz je po raz pierwszy; które nagle zaczynają fascynować, które zaczynają absorbować, choć wcześniej – mogłoby się wydawać – nie zasługiwały na chwilę dłuższego zastanowienia.
Ludzie mają różne charaktery. A w zależności od charakteru, mają różne spojrzenia na różne sprawy – oto moje spostrzeżenie.

~*~
Bywa tak, że największe nieszczęście twojego życia staje się twoją anegdotą. Że jesteś tak zrozpaczony, że pozostaje ci już tylko śmiech, bo nabrałeś dystansu, bo nie może być już gorzej.
Pani S. opowiedziała mi ze smutnym śmiechem, jakim niesfornym dzieckiem była, kiedy jako sześciolatka wybiegła z lepianki na Sybirze tylko w cienkiej chustce i sukieneczce, boso, na śnieg, do mamy.  Ale w ciepłej sukieneczce – podkreśla. W sukieneczce zrobionej z worka. Bo mama o nią dbała.
Szczerze się z siebie śmiała i kręciła głową nad swoim zachowaniem.
         Takim byłam dzieckiem – mówi mi o tym, jak później ta sama matka musiała nacierać jej nogi śniegiem, żeby tylko się nie odmroziła. Albo inna rzecz – jak próbowała podkraść zboże i schowała je do dziurawej kieszeni sukieneczki – ciepłej sukieneczki z worka - i jak cudem kupkę ziaren na śniegu mama zauważyła wcześniej niż Rosjanin. Jak cudem nie poczuła uderzenia kulki w tył głowy.

~*~
Wyobraź sobie wilka groźnego, z ostrymi, żółtymi zębami i śliną cieknącą z pyska. Wyobraź sobie, jak bardzo byś się go bał. Jak bardzo zrobiłbyś wszystko, byle tylko uciec jak najdalej.
Pani S. lubiła wilki. Bo zaglądały do niskiej lepianki, bo były jej towarzyszami, bo ich skowyt nie był tak straszny jak wycie cierpiących ludzi z drugiego kąta domu.
A zjadały martwe ciałka zamrożonych dzieci.
Wyobraź sobie, jak twój największy strach staje się twoim sprzymierzeńcem, bo okazuje się, że to tak naprawdę błahostka. Że może być coś znacznie, znacznie gorszego.

~*~
Nieco mniej niż dziesięć babć i dziadków. Z czerwonymi, odmrożonymi, zniszczonymi od pracy dłońmi.

~*~
Bywa też tak, że największe nieszczęście twojego życia nęka cię i prześladuje, trzyma mocno za gardło i za nic nie chce puścić. Zaciska krtań tak, że nie potrafisz wykrztusić słowa. Pani M. nie potrafiła wykrztusić słowa o tym, jak umierała po trosze każdego dnia swojego dzieciństwa.

Siedziałam pomiędzy nią a panią I. i już wcześniej zostałam przez nią uprzedzona:
         Z nią nie warto gadać, i tak ci nic nie powie. Zaraz się rozbeczy.
Więc próbowałam nie pytać. Bo płacząca babcia jest tak samo smutna jak płaczące dziecko. A może nawet i bardziej?
Niepotrzebnie. Wyszło na to, że pani M. i tak miała cały czas załzawione oczy.

Słuchałyśmy, jak pani I. mówiła nam o jej dzieciństwie – ta z kolei nie była na Sybirze, ale w obozie koncentracyjnym, i opowiadała, jak Niemiec podcinał jej i jeszcze innym dzieciakom nogi swoją laską; jak upadała na ziemię, na żwir tak długo, aż wystarczająco mocna krwawiła.
I pani I. też się zaraz rozbeczała.

Powiedziała mi: to niemożliwe, żeby człowiek był w stanie coś takiego zrobić. Zabić – a zabijanie wydaje się takie proste, kiedy słucha się tych historii. Zabić to nic wyszukanego, to nic zabawnego, to drobnostka – dopiero uderzanie drewnem po gołych nogach albo siedemdziesiąt ludzi w jednym bydlęcym wagonie i jeden chleb na trzy rodziny jest zabawny, i ciała napuchnięte z głodu.
Czasami się zastanawiam, jak to jest. Jak Bóg mógł stworzyć człowieka tak złego.
Człowiek jest zły – mówi pani I.


To wtedy pani M. się ożywiła. Ona powiedziała, że nie. Bo pani M. wierzy w ludzi, bo to nie Bóg, ale Szatan, bo to był wężem w Ogrodzie.
Człowiek jest dobry – mówi pani M.

A w zależności od charakteru, różne się ma spojrzenie na świat.

~*~
Ma się szczęście wtedy, kiedy znajdzie się złotówkę na ulicy, w ostatniej chwili wskoczy się do pociągu albo kiedy wygra się w zdrapkę.
Niektórzy mają szczęście, kiedy cudem uda się im znaleźć stare świadectwo albo rachunek zapłacony jeszcze w domu, więc mogą wrócić do kraju po latach spędzonych na wysiedleniu Jak pan L. albo pan M.
A  ja? Ja mam szczęście, bo tylko słuchałam. Ja mam szczęście, bo słuchałam.

~*~
         „Czy wybaczył Pan tym, którzy wywieźli Pana i rodzinę?
         Tak – wybaczyłem!”  *


                                                                                     ~ A.M.



* Przemysław Osuch, fragment wywiadu „Rozmowa z Ludwikiem Kamińskim – niesłyszącym Sybirakiem” przeprowadzonym dla portalu www.onsi.pl z  17.09.2008. Dostępny w Internecie: http://wiadomosci.onsi.pl/info,1702.html#.U9D0ELEuc_g

     Barbara Solarska, „Pszczyńscy Sybiracy”, Agencja Rozwoju i Promocji Ziemi Pszczyńskiej (2011)

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Copyright © 2012 • Chrobrek - szkolna gazeta internetowa • All Rights Reserved
Blog at Blogger.com • Template Galauness by Lojaya and Sosnowska ~~~ grafika bloga wzorowana na twórczości Jacka Brzozo Kuziemskiego - wykonana przez Sosnowską